Sopot 2021

Kilka zdjęć z wakacyjnego wyjazdu do Sopotu, który oficjalnie zamyka fotograficzny sezon ogórkowy. 

Jakkolwiek nie jestem Antonim Burdejnem, ani nawet posiadaczem odznaki PTTK to jednak pozwolę sobie wcielić się w rolę wuja dobra rada i napisać kilka słów dla tych wszystkich, którzy zapragną przybyć kiedyś do Sopotu.

Canon 5D mark IV + Canon EF 24mm 1.4 II L USM

Tak jak w zeszłym roku świetnie sprawdził się październikowy termin wyjazdu i hotel na zadupiu – przy Haffnera 88 (na Czerskiej już wyje alarm), tak w tym roku kompletnym niewypałem okazał się pomysł wrześniowego wyjazdu i mieszkania w samym centrum.

O ile rok temu atmosfera koiła duszę mizantropa o tyle teraz obecność gawiedzi przyprawiała o ból głowy. Konglomerat Januszy w piaskowych bezrękawnikach wędkarskich, psie mamy w futrzanych kapciach z litrami botoksu w ustach, madki z bąbelkami lgnące na plażę, smród tygodniowego oleju z budek z goframi, wszechobecne hulajnogi, w restauracjach zatrzęsienie imprez integracyjnych dla korpoludków, wieczorami hałas pierdzących czarnym dynem Diesli. Te przerażone miny Januszy, którzy z paniką w oczach usiłują zrozumieć, która kawa z menu będzie tą normalną, w szklance z uchem i z fusami na dnie… Te nawoływania, nie wiadomo czy do psów czy dzieci – bo imiona tak egzotyczne jak z brazylijskiej telenoweli lub japońskich bajek…

Krótko : październik – tak, wrzesień – nie. Hotel na uboczu – tak, w centrum – nie.

Kulinarnie : przyzwoity poziom trzyma Pelican. Steki, tatar wołowy, przystawka z ośmiornicy na plus. Za to dziczyzna przypominała jakąś rąbankę. Może to po prostu nie moje rewiry smakowe.

Jeżeli przy kulinariach jesteśmy, przy kulinariach mówię, a nie przy jakimś jedzeniu siana, kamieni czy innego wege – to godnym polecenia jest dosyć osobliwy przybytek – Bulaj. Restauracja architektonicznie, szczególnie od strony chodnika, przypomina skrzyżowanie Solpolu z garażem ocieplanym styropianem. Wnętrze to hybryda altanki mojej babci z brazylijską fawelą. Jest tam jednak coś co sprawia, że przybytek ten osobliwy warto odwiedzić. I nawet nie fakt, że cena to znów dwie magiczne ósemki (znów na Czerskiej wyje alarm), ale dlatego, że owoce morza są po prostu najlepsze.

Canon 5D mark IV + Canon EF 24mm 1.4 II L USM

Ogromną zaletą był natomiast prosty niczym budowa cepa fakt, że praktycznie nikogo nie interesuje już zabawa w koronawirusa i cały cyrk zwany obostrzeniami czy innym reżimem sanitarnym. Większość klientów w sklepach czy na stacjach benzynowych paraduje bez maseczek ku kompletnemu zobojętnieniu obsługi. Nikt nie bawi się w odległości, limity i inne takie duperele, które świętością zdają się być już tylko dla praktykantów z Czerskiej.

Canon 5D mark IV + Canon EF 24mm 1.4 II L USM

Na plus z pewnością można zaliczyć wizytę w Państwowej Galerii Sztuki. Jak na standardy między Bugiem a Odrą trzy… a właściwie trzy i pół sali wystawienniczej to całkiem przyzwoity wynik.

Fotograficznie wiele się nie działo. Na spacery idealnie sprawdza mi się obiektyw Canon EF 24mm 1.4 L IS USM II. Lubię to połączenie szerokiego kąta i dobrego światła. Wiem, że teraz nawet byle jaki smartfon z Aliexpressu ma programowy tryb rozmywania tła, ale tu to jest czysta optyka, a nie żadne tam tanie algorytmy.

Canon 5D mark IV + Canon EF 24mm 1.4 II L USM

W Sopocie mają bzika na punkcie czyszczenia słupów z wlepek. Tym większa radość, kiedy spotkałem generała na jednym z przejść. Wieść gminna niesie, chociaż nie wiem ile w tym prawdy, że tym przejściem na pasach przechadzał się niegdyś sam generał.